Na miejscu byliśmy około 2 w nocy, ekipa przywitała nas bardzo ciepło i mimo ogromnego zmęczenia długą podróżą mieliśmy ochotę spędzić kilka godzin chillując ze wszystkimi w naszym „magic garden”. Posiadówka nie trwała jednak przesadnie długo bo chcieliśmy się wyspąć, aby nazajutrz… przywitał nas deszcz. Dramatu nie było bo nasz „magic garden” ma wiatę, a cała rolkowa europa ma sposoby na to jak radzić sobię z nudą ;) Po kilka godzinach chillu wybraliśmy się na pobliski, niezbyt rewelacyjny skatepark, aby odbyć morderczo męczące session. Po obiedzie i zakupach wróciliśmy na skatepark aby rozegrać małe jam session, w którym do wygrania była torebka jakiejś drogocennej holenderskiej przyprawy. Szczęśliwym zwycieżcą został Antony Pottier.
Kolejnego dnia rano po raz kolejny okazało się że pada. Nie będe się tu rozpisywał, bo tego dnia nic ciekawego się nie działo. Zakupy, chill, grill do rana.